Kolonizacja "olęderska" w Polsce - niedoceniany fenomen

Przemieszczając się pradoliną Wisły, Warty czy Bugu napotykamy na wielce urokliwy krajobraz stanowiący przez stulecia świadectwo udanej koegzystencji człowieka i przyrody. Niezwykle trudny do okiełznania teren, długo broniący się przed zmianą swego oblicza i rolniczym wykorzystaniem, jeszcze dziś zachwyca swą surowością i autentycznością. Pasy wierzb i topoli rosnących na polnych miedzach oraz wzdłuż przeciwpowodziowych wałów, liczne rowy melioracyjne i zbiorniki wodne, a przede wszystkim bliskość rzeki narzucają nam szacunek dla siły przyrody, lecz jednocześnie dają do-wód ogromnej pracy włożonej w zagospodarowanie zalewowego terenu. Z daleka, z szosy widoczne sztucznie usypane wzgórki, na których ulokowane są całe zagrody, jeszcze bardziej podkreślają uzależnienie człowieka od wodnego żywiołu.

Zagospodarowanie tych terenów, a jednocześnie niezwykle charakterystyczny typ wsi, zagrody i chałupy z nim związanej zawdzięczamy osadnikom holenderskim pochodzącym z Fryzji, którzy na terenie Polski pojawili się na początku XVI wieku. Ich napływ spowodowany był z jednej strony prześladowaniami religijnymi i licznymi pogromami na tle religijnym członków sekt Nowochrzczeńców i Menonitów, powstałych w dobie reformacji religijnej, z drugiej strony względami praktycznymi: koloniści reprezentowali wysoki poziom gospodarki i kultury osadniczej, przez co byli osadnikami wysoce pożądanymi. Kolonistów osadzano zawsze bądź nad brzegami wód, bądź na miejscach nizinnych i mokradłach. Dzięki wielowiekowemu doświadczeniu w walce z zalewem wody wyniesionemu z ojczyzny, potrafili oni drogą zakładania całego systemu rowów, tam i grobli, nawet całkiem nieużyteczne połacie, z pozoru nie nadające się do prowadzenia działalności gospodarczej, doprowadzić do stanu kwitnącej kultury.

Gospodarka ich (w której dominującą rolę odgrywała hodowla bydła oraz sadownictwo) cechowała się znacznie większą wydajnością, nowoczesnością, lepszą organizacją pracy niż gospodarka chłopów pańszczyźnianych. Stąd też sprowadzenie ich na tereny dotąd leżące odłogiem lub też spustoszone na skutek toczących się wojen czy licznych w dawnych stuleciach epidemii chorób, wiązało się z wielkimi korzyściami dla sprowadzających. Dążeniem feudałów było zwiększenie swoich zysków nie tylko na drodze eksploatacji siły roboczej, ale również rozszerzenia areału ziem uprawnych na drodze zasiedlania pustek, osuszania mokradeł, trzebienia lasów oraz intensywniejszego wykorzystania pastwisk i łąk. Transakcja wiązana zawierana była z korzyścią dla obu stron - w imię spokojnego bytu i bogacenia się zarówno kolonistów, jak i osadzającego, holenderscy chłopi uzyskiwali wiele przywilejów, podstawą których była wolność osobista, samorządność a przede wszystkim godziwy zysk z dzierżawionej, a następnie przekazywanej im na własność ziemi.
Osiadali oni na prawie kontraktów, które pan zawierał nie z osadźcą, występującym we własnym imieniu jako przyszły czynnik nadrzędny w hierarchii gminnej (tak jak w prawie niemieckim), ale z całą gminą lub z zastępcą działającym w jej imieniu. Kontrakty z osadnikami zawierane były jako z ludźmi wolnymi, początkowo na lat kilkanaście czy kilkadziesiąt, zastrzegały dzierżawcy pierwszeństwo przed innymi reflektantami w wypadku chęci przedłużenia umowy.  
W czasie późniejszym (XVII-XVIII w.) kontrakty miały charakter wieczysty. Kolonista, za odpowiednią opłatą, nabywał na zawsze prawo do dzierżawionej ziemi. O ile właściciel ziemi decydował się na zmianę dzierżawców, musiał dać odszkodowanie ustępującym za wzniesione budynki. Kolonista swoje prawa do dzierżawionej ziemi, w wypadku chęci przeniesienia się na inne tereny, mógł odstąpić innej osobie (następcy). Gospodarstwo dziedziczone było najczęściej przez z góry wyznaczonego przez kolonistę potomka (nierzadko najstarszego syna). W razie bezpotomnej śmierci majątek przechodził na rodzeństwo zmarłego; w wypadku jego braku - na dalszych krewnych, gdyby i tych nie stało - w połowie dziedziczył dwór, w połowie gromada.
Za zobowiązania wobec pana, określone w kontraktach, cała wieś odpowiadała wspólnie. Solidarność ta, dotycząca najczęściej globalnego płacenia czynszu, była bądź wyraźnie stwierdzona w dokumencie lokacyjnym, bądź też domniemana. Nieodzownym następstwem równorzędności wszystkich członków gminy wobec pana było ich równouprawnienie w wewnętrznych stosunkach gminnych oraz silne poczucie wspólnoty w obrębie gminy. Przejawem tego był wilkierz - szczegółowo rozbudowany system norm administracyjnych samorządu gminnego. W rezultacie samorząd wsi holenderskiej polegał na dużo większym, niż miało to miejsce we wsiach urządzonych na prawie niemieckim czy chełmińskim, wpływie samych osadników na administrację gminy, a władza sołtysa, wybieranego przez ogół mieszkańców na ściśle określony czas, np. 2 lata, była tu znacznie mniejsza.
Praktycznie wszystkie powinności dworskie Holendrów sprowadzały się do czynszów pieniężnych, gdy tymczasem we wsiach na prawie niemieckim, pominąwszy minimalne zresztą robocizny, ważną rolę odgrywały czynsze w naturze. W miarę upływu czasu (od XVIII w.) również i w kontraktach osadników holenderskich znalazły się dodatkowe świadczenia, np. odrabianie szarwarków, dawanie "podróży". Wielkość czynszów określona była proporcjonalnie do posiadanej ziemi, lecz opłatę pobierano rokrocznie od razu od całej społeczności.
Holendrzy, ich potomkowie oraz koloniści innych nacji osadzani na tym prawie zachowywali swoją niezależność - byli wolnymi rolnikami. Przysługiwało im prawo porzucenia gospodarstwa w trakcie trwania kontraktu pod warunkiem znalezienia następcy na swoje miejsce, prawo nie przedłużania kontraktu po jego wygaśnięciu, prawo wyboru zawodu dla swoich dzieci itp.
Cechą charakterystyczną wsi holenderskich było utrzymywanie szkoły i nauczyciela oraz odprawianie własnych praktyk religijnych. W ten sposób nie zatracali oni języka, własnej kultury, tradycji, wiary menonickiej. Przez to zazwyczaj wyodrębniali się z ogólnej masy społeczności włościańskiej. W rezultacie tego osadnicy ci do momentu upadku Rzeczypospolitej nie spolszczyli się, lecz na skutek polityki wewnętrznej (m.in. napływu nowych osadników z Niemiec) prowadzonej przez rząd pruski w trakcie rozbiorów ulegli powolnemu zniemczeniu.
 
Pierwsze osiedle holenderskie powstało w Prusach Książęcych w 1527 r. w okolicy dzisiejszego miasta Pasłęka (Preussische Holland). Pierwszą osadą w Prusach Królewskich, na żuławie gdańskiej, była wieś Tujce (Trigenhof) założona ok. 1530 r. przez burmistrza Gdańska Fabera, wielkiego orędownika zagospodarowania żuław przez Holendrów. Kolonistów osadzano nie tylko na terenach należących do Gdańska, ale i w dobrach klasztoru cystersów w Pelplinie.
Kolonizacja holenderska w Prusach Królewskich, po pierwszym, najtrudniejszym okresie, zaczęła się coraz bardziej rozwijać. Powstały kolejne osiedla na Wielkiej i Małej Żuławie, w okolicy Malborka (w 1577 r. istniało już 12 miejscowości zamieszkałych przez Holendrów), jednocześnie rozpoczął się pochód osadnictwa holenderskiego w górę Wisły. Powstały wsie w starostwie sztumskim, w dolinie sartawicko-nowskiej, w starostwie dybowskim, okolicach Fordonu, Bydgoszczy, Torunia (Nieszawa Wielka i Mała) i w ziemi dobrzyńskiej. Cofając się dalej w górę Wisły, po prawej stronie jej biegu, spotykamy osiedla Holendrów w starostwie bobrownickim, na Kujawach Wschodnich, na ziemi gostynińskiej i sochaczewskiej. W 1628 r. koloniści docierają do Warszawy, i dalej w górę Wisły aż do Kozienic. W drugiej połowie XVII wieku ruch osiedleńczy zostaje na skutek toczących się wojen zahamowany. Druga fala osadnicza rozpoczyna się na początku XVIII w., kiedy to osadnicy zasiedlają tereny nie tylko wzdłuż Wisły, ale innych rzek. Kolonizowane są niziny kujawskie, ziemie wzdłuż Warty, powstają osady nad Bugiem, w Wielkopolsce (zwłaszcza okolice Poznania), fala osadnicza dociera nawet na Podole (w 1780 r. powstają osady w hrabstwie kodeńskim).
W późniejszym okresie (XVIII w.) kolonistami byli głównie rolnicy niemieccy z Dolnych Niemiec oraz włościanie polscy. Stąd właśnie na określenie kolonistów wzięła się spolszczona nazwa "olęder", oznaczająca już wtedy nie tyle narodowość osadników, co system gospodarowania przyniesiony z Holandii oparty na dużej wolności i (w późniejszym czasie) wieczystej dzierżawie, obciążony jedynie czynszami pieniężnymi płaconymi na rzecz właściciela gruntów.
Kolonizacja holenderska czy też "olęderska", była w zupełności kolonizacją rolną. Ukształtowanie terenu, na którym lokowano osady, charakter i wydajność gleby, wywierały bezpośredni wpływ na ich życie gospodarcze, a jednocześnie wpływały kształtująco na pewne przejawy kultury materialnej "olędrów", jak sposób osiedlania się (formy osadnictwa), kulturę rolną i budownictwo. Najczęściej Holendrom pozostawiano wolną rękę, jeśli chodzi o formy osiedlania się i ilość czy rodzaj budynków.
Niemal wszystkie osady zakładane były na postrzępionych przez polodowcowe wody sandrach i wydmach moreny czołowej. Gleby uprawiane przez kolonistów były różnej klasy - w dużej mierze zależało to od czynników lokalnych.
Dają się wyróżnić dwa typy gospodarstw holenderskich. Pierwszy stanowi duże gospodarstwa wielkochłopskie, które powstawały w pierwszym okresie kolonizacji w Prusach Królewskich i Książęcych, na dobrych glebach. Drugim typem są kolonie zakładane w późniejszym czasie w górze Wisły, które były gospodarstwami małymi, mniej wydajnymi, biedniejszymi, bardziej rozdrobnionymi niż gospodarstwa duże. Osadnicy mieszkali w dwojakiego rodzaju osadach: rzędówce i kolonijnej. Rzędówka była najstarszą formą zakładania osad holenderskich, które powstawały nad rzekami czy zbiornikami wód. Każdy z osadników otrzymywał wąski pas gruntu, w postaci smugi, biegnący prostopadle do cieku wodnego (rzeki). Wieś budowana była na jednym końcu takiej smugi, w pobliżu wody.
Poszczególne gospodarstwa łączone były drogą biegnącą w poprzek działek, wzdłuż rzeki (często wałem przeciwpowodziowym). Inaczej wyglądała wieś rozrzucona, lokowana najczęściej w celu wykarczowania lasu czy zagospodarowania nieużytków zalewanych okresowo przez wody rzeki. Zazwyczaj właściciel gruntu zezwalał osadnikom na wykarczowanie roli o określonej wielkości na pewnym większym obszarze lasu czy innego nieużytku, a każdy kolonista zazwyczaj samodzielnie wybierał sobie miejsce dogodne na karczunek. Grunty były w jednym kawałku, zbliżone do kwadratu lub wieloboku. Budynki lokowane były najczęściej pośrodku tych gruntów. Gospodarz osobną drogą łączył swe siedlisko z traktem głównym.
Najważniejszym zadaniem kolonistów było osuszenie gruntów przez nich zagospodarowywanych. Pierwsze prace melioracyjne dokonywane były równolegle z budową domu, a właściwie z przygotowywaniem miejsca pod jego budowę. Podmokły, niegościnny teren przecinano rowami i kanałami odprowadzającymi wodę, wykopywano głębokie stawy (w których w okresach opadów miał się gromadzić nadmiar wody), z których wydobytą ziemię przewożono na miejsce siedliska i usypywano wzgórek, na którym lokowany był dom, a bardzo często cała zagroda. Wszystkie dzieła melioracyjne - kanały, stawy, zastawki, śluzy itp. wymagały nierzadko w trakcie ich użytkowania rozbudowy, a na pewno konserwacji, naprawy i pogłębiania, zwłaszcza w okresie po powodzi, kiedy to ulegały zamuleniu.
Charakterystyczne dla krajobrazu wsi holenderskiej, oprócz rowów i stawów melioracyjnych, były wały przeciwpowodziowe i sztucznie usypane wzgórki, na których lokowano całą zagrodę. Wały osłaniające ziemie i gospodarstwa osadników przed wylewami wód były pierwotnie stosunkowo niewielkie, wody wiosenne często mocno je nadwerężały. Dlatego też, aby kra z rzeki nie napływała na nizinę, aby zbyt wartki prąd nie niszczył budynków, sadzono wierzby i topole, które miały zabezpieczyć okolicę od napływu lodów i czynionych przez niego szkód. Dopiero w miarę upływu czasu zaczęto usypywać większe wały, skuteczniej opierające się naporowi wód rzecznych. Powstawały nawet Związki Wałowe, które za zadanie obrały sobie budowę i konserwację wałów przeciwpowodziowych.
Domostwa mogły być często narażone na całkowite zalanie. Częściowo zapobiegało temu stawianie ich na wyższych miejscach. Ponieważ jednak nie było naturalnych wzniesień, więc usypywano sztuczne pagórki, na których lokowano siedziby. Do chwili obecnej spotykane są i takie wzgórki jak ten w okolicach Płocka, który imponuje swoimi rozmiarami - osiąga wysokość 4 m, przy ok. 70 m długości i 10-30 m szerokości. Jednak przeważają wzniesienia o mniejszych rozmiarach - koloniści nie bali się wody, a wylew nie był uważany przez nich za klęskę, jeśli tylko zalewał na jakiś czas przyziemie czy piwniczkę.
Powódź można było również wykorzystać, np. do wymycia na pola bydlęcego nawozu zgromadzonego w oborze. Tę ostatnią czynność umożliwiało odpowiednie ulokowanie domu. Był on zawsze stawiany częścią mieszkalną w górę nurtu rzeki lub prostopadle do jej biegu. Dlatego powodziowa woda, zgodnie z kierunkiem prądu rzeki, wchodziła najpierw do części mieszkalnej, a dopiero potem do części gospodarczej. Tym samym wszelkie nieczystości były z domu wymywane i zatrzymywały się na zlokalizowanych na polach plecionych wierzbowych płotach rozciągniętych pomiędzy wierzbami i topolami.
Jednym z elementów najbardziej odróżniających wsie "olęderskie" od wsi z obszarów nie objętych tą kolonizacją było budownictwo. Zachowała się do dnia dzisiejszego duża liczba budynków będących dziełem osadników. Większość z nich powstała na początku XX w., jednak nierzadko spotykane są również domy XIX--wieczne. Najstarsze obiekty pochodzą z XVIII wieku. Ich przybliżoną liczbę na terenie całej Polski można określić na ok. 1000 w ok. 100 wsiach.
We wsiach holenderskich występują trzy typy zabudowań: fryzyjski, niemiecki i polski.
Zagrodę fryzyjską stanowił dom zawierający pod wspólnym dachem wszystkie budynki stykające się ze sobą pod różnymi kątami (domy typu Winkelhof i Kreuzhof).
Drugi typ zagrody - niemiecki (dominujący m.in. na Mazowszu) charakterystyczny jest dla późniejszej fali osadnictwa holenderskiego. Zagroda ma kształt rzędówki, tj. wszystkie budynki znajdują się pod jednym dachem i stoją w jednej linii (dom typu Langhof). Ten typ zagrody sprawdził się w gospodarstwach małorolnych chłopów, gdzie nie trzeba było budować odrębnej stodoły.
Trzeci typ stanowi zagroda polska charakterystyczna dla kolonistów pochodzenia polskiego osadzanych na prawie holenderskim od XVIII w. W zagrodzie wszystkie budynki (dom stodoła, obora) sytuowane były rozdzielnie - w rozproszeniu, najczęściej na planie czworoboku i nie różniły się niczym od zabudowań wsi nie związanej z tą kolonizacją.
Wyróżnione typy zagród, z wyjątkiem zagrody fryzyjskiej właściwej dla Żuław, nie były charakterystyczne dla konkretnego terenu, najczęściej występowały obok siebie, a o ich różnorodności decydowała przede wszystkim narodowość i zamożność kolonisty.
Domy "olęderskie" do dziś sprawiają, w porównaniu z zabudowaniami wsi polskiej, imponujące wrażenie (zwłaszcza te podcieniowe na Żuławach). Dzięki odmiennemu systemowi gospodarowania, dużej niezależności i samorządności kolonistów, a przede wszystkim zamożności stać ich było na stawianie dużych domów, ozdobionych bogatą stolarką okienną i drzwiową, która do dnia dzisiejszego potrafi zadziwić pięknem i profesjonalizmem wykonania.
Zasoby tradycyjnego osadnictwa i architektury holenderskiej ulegają powolnym przeobrażeniom i naturalnej destrukcji. Na skutek przerwania w 1945 roku ciągłości kulturowej i historycznej terenów objętych tą kolonizacją (wysiedlenie osadników, w przeważającej części Niemców) poszczególne zabudowania, zagrody i wsie, nasadzone obcym elementem, są przekształcane według nowych wzorców.
Obecni właściciele nie czują przywiązania do terenu, na którym żyją, nie rozumieją sensu i celowości konkretnych rozwiązań - czy to formy i rozplanowania chałup, zagród czy ich usytuowania na sztucznie usypanych wzgórkach, w oddaleniu od głównych dróg, pośród sztucznych nasadzeń.
Brak szacunku do dokonań poprzedników i chyba jednak nieświadome zadufanie dzisiejszych mieszkańców nadrzecznych wsi oraz zbytnia wiara w postęp prowadzi do popełniania wielu błędów. Niezrozumienie celowości tego osadnictwa i jego naturalnego powiązania z otaczającą przyrodą doprowadziło do wielu niepożądanych przekształceń. Mądrość i doświadczenie "olędrów" potwierdzane są co roku, kiedy to zwiększający się poziom wód gruntowych zagraża zamakaniem domów postawionych nisko lub w wypadku śnieżnych zim, wręcz zalewaniem dolnych kondygnacji budynków.
Nie wykorzystuje się starych doświadczeń przy gospodarowaniu na tym terenie - wzgórki są niwelowane, wierzby, topole, wikliny wycinane, rowy, a niekonserwowane stawy gromadzące nadmiar wód zamulają się. Wszystko to doprowadza do powolnej zmiany krajobrazu kulturowego terenów nadrzecznych. Zmienia się również przeznaczenie wielu siedlisk - w wyniku wyludniania się wsi wiele działek zaczyna pełnić funkcje rekreacyjne - stawia się zupełnie nowe domy, nie mające nic wspólnego z zabudową wiejską, teren ulega powolnej urbanizacji.
Mimo wielu przeobrażeń osady kolonizowane na prawie holenderskim, w porównaniu z otaczającymi ich wsiami, w bardzo dużym stopniu zachowały swój tradycyjny - historyczny charakter. Największe zmiany dotknęły zabytkową architekturę - jeszcze kilkanaście lat temu dwie trzecie domów na terenie Mazowsza było drewnianych, obecnie zmiany poszły na tyle daleko, że drewniane chałupy spotykane są coraz rzadziej.
W o wiele lepszym stanie zachowane są układy wiejskie. Wsie sytuowane w pobliżu rzeki - rzędówki, ale i również kolonijne, praktycznie nie uległy większym zmianom. Wszystkie elementy je tworzące (system drożny, lokalizacja działek, sztuczne nasadzenia, melioracje itp.) są w dobrym stanie. Jest to spowodowane prawdopodobnie znacznym oddaleniem od centrów administracyjnych - lokalne drogi i długie dojazdy nie sprzyjają szybkim zmianom. Dzięki temu przeobrażenia, jakie możemy obserwować, nie rzutują na dobrą ocenę zachowania tradycyjnych rozwiązań.
Tym bardziej że do tej pory jego istnienie stanowi niewątpliwy fenomen i przykład udanej koegzystencji człowieka i natury przy kształtowaniu oblicza terenów zalewanych przez rzekę. Stanowi przykład, jak wiele może nauczyć się człowiek podpatrując przyrodę i z nią współpracując.
 
autor zaprasza do szerszego zapoznania się z tematyką osadnictwa olęderskiego na stronę http://www.holland.org.pl/
dr Jerzy Szałygin
Kierownik Działu Ewidencji i Rejestru Zabytków w Narodowym Instytucie Dziedzictwa, Prezes Stowarzyszenia Konserwatorów Zabytków, oddział Mazowiecki, rzeczoznawca ds. nieruchomych i ruchomych dóbr kultury, Prezes Fundacji Ochrony Wspólnego Dziedzictwa Kulturowego "Terpa"